piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 4


W domu nie zastałam nikogo. Było już po 11, więc pewnie cała piątka udała się na niejakie próby. Poszłam do kuchni, żeby przygotować sobie śniadanie. Znalazłam tylko płatki i mleko. Trudno, musiałam zadowolić się tym posiłkiem. Zjadłam to jakże pożywne śniadanie i  postanowiłam, że umilę sobie czas wolny i pójdę na zakupy. Wyszłam z domu i pozamykałam drzwi na klucz. Ruszyłam przed siebie. Do centrum dotarłam po jakichś dwudziestu minutach. Sama się sobie dziwiłam, że wiedziałam dokąd iść. Weszłam do pierwszego sklepu, później do następnego i jeszcze jednego. W końcu stałam w tym samym miejscu, co na początku, z tego wniosek, że obeszłam całe centrum. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:10. WOW- pomyślałam. Tyle godziny w centrum handlowym i do tego nic nie kupiłam. To miejsce stanowczo źle na mnie działa. Porozglądałam się dookoła w poszukiwaniu jakieś kawiarni. Udałam się w kierunku najbliższej, która znajdowała się w zasięgu mojego wzroku. Co prawda wyglądem nie zwalała z nóg, jednak mój organizm potrzebował kopa w postaci kofeiny, a mi nie chciało się szukać innego miejsca. Weszłam do środka i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam całkiem ładne wnętrze. Podeszłam do baru i zamówiłam dużą latte. Następnie skierowałam się do wolnego stolika i usiadłam przy nim. Po upływie kilku minut cieszyłam się smakiem upragnionej kawy. Tego było mi trzeba. Poczułam jak w kieszeni, wibruje mój telefon, wyjęłam go i nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.

- Lexi, gdzie ty jesteś?! Czy wiesz, która jest godzina?! Dlaczego do cholery nie odbierasz telefonu?! Martwiliśmy się o ciebie! - wydarł mi się do ucha Li.

- Pff daruj sobie. Jakbyście się martwili, to byście mnie nie zostawili samej. A tak na marginesie to jestem już dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać. Za godzinę powinnam być w domu.

- Nie zaczynaj znowu. Przyjadę po ciebie i koniec gadania. Gdzie jesteś?!

- Wrócę sama. Nie jestem jakaś niedorozwinięta. Nie musicie się tak ze mną cackać. Dam sobie radę.

- Alexis Collins nie kłóć się ze mną. Gdzie mam przyjechać?

- Jestem w centrum. Konkretniej w takiej brzydkiej kawiarni.

- Będę za dziesięć minut.

- Liam al... - nie zdążyłam już nic powiedzieć, bo mój kuzyn się rozłączył.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 20:08. Może trochę przesadziłam, znikając na cały dzień i na dodatek nie zostawiając żadnej wiadomości, ale ten wypad pomógł mi chodź trochę zapomnieć o wydarzeniach z rana. Miałam czas, żeby pomyśleć i dać upust wszelkim emocją. Tak bardzo mi brakuje Matta. Wiem sama go namawiałam do tego wyjazdu. Chciałam, żeby uszczęśliwił siebie. Wtedy nie myślałam, że to będzie tak cholernie bolało. Na początku dzwoniliśmy do siebie prawie codziennie. Z czasem nasz kontakt zanikał. Ostatnio rozmawialiśmy ze sobą cztery miesiące temu, kiedy mój przyjaciel dostał kontrakt i miał lecieć do Mediolanu. To była jego życiowa szansa, żeby się wybić i w końcu stać się światowej sławy fotografem. O jedną rzecz jaką go prosiłam to o to, żeby w tym całym wyścigu nie zagubił samego siebie. A jednak mimo tego, że przyrzekł mi, że tak się nie stanie, to widzę, że upodobnił się do elity i już nie jest tym samym człowiekiem. Tęsknie za nim i staram się go usprawiedliwić. Wiem, że nic go nie tłumaczy, jednak dla mnie zawsze będzie tym nastoletnim chłopcem, z którym mogłam porozmawiać na każdy temat. Zawsze pozostanie moim przyjacielem. Siedziałam i wpatrywałam się w stół, myśląc jaka czeka mnie afera, gdy wrócę do domu. Z rozmyślań wyrwał mnie męski głos.

- Zbieraj się. Zabieram cię do domu.

Uniosłam głowę i zobaczyłam Zayna, który stał z niezadowoloną miną.

- Przykro mi, ale czekam na Liama.

- No to sobie poczekasz, bo Liam nie może przyjechać. Jedziesz ze mną. Wstawaj!

- Pfff z tobą?! Nigdy w życiu. Pójdę na piechotę.
Podniosłam moje cztery litery i podeszłam do baru, aby zapłacić. Oczywiście „laluś“ lazł za mną krok w krok. Wyszłam z kawiarni, kierując się w stronę z której przyszłam, gdy Zayn zagrodził mi drogę.

- Wsiadasz do auta albo wsadzę cie do niego siłą - powiedział.

Po całym dniu nie miałam siły się z nim kłócić, dlatego też wsiadłam bez słowa. Jechaliśmy w ciszy dopóki mulat się nie odezwał.

- Jesteś taka dla wszystkich? - zadał mi pytanie.

- Jaka? - zapytałam zdziwiona jego pytaniem.

- Niemiła. My chcemy dla ciebie dobrze, a ty się zachowujesz jak rozpuszczony bachor.

- Ja zachowuje się jak rozpuszczony bachor?! Spójrz lepiej na siebie. Pan wielka gwiazda, która nie może znieść myśli, że może się któreś nie podobać. Ogarnij się człowieku. Myślisz, że jeśli jesteście sławni to należy się wam lepsze traktowanie?! Może inni tak sądzą, ale ja nie mam zamiaru być dla was miła tylko dla tego, że zrobiliście karierę. I w porównaniu do ciebie nie uważam się za lepszą od innych. Byłam, jestem i będę wredna czy tobie się to podoba czy nie – odpowiedziałam podniesionym tonem.

- Zamknij się wreszcie. - powiedział - Dla mnie możesz się zachowywać jak ci się tylko podoba ale i tak wiem, że gdzieś w tobie jest ta Alexis, o której opowiadał Liam. Pozbądź się w końcu tego muru, który oddziela cię od ludzi i zacznij być dawną sobą bez maski wrednej suki. Chcę żebyś wiedziała, że Liam się o ciebie martwi, odkąd przyjechałaś ani razu się nie uśmiechnął. Tego chciałaś? Zauważ wreszcie, że swoim zachowaniem ranisz nie tylko siebie, ale tez tych którzy cię kochają - urwał mulat gdyż byliśmy już pod domem.

- Lepiej byłoby gdybym tu nie przyjeżdżała. A najlepiej byłoby gdybym wtedy udało mi się odejść. Nie byłabym już dla was ciężarem i nie mięlibyście problemu.- wydarłam się chłopakowi w twarz i biegiem ruszyłam do domu.

Czułam jak łzy zaczynają płynąć po moich policzkach. Z hukiem zamknęłam drzwi i znalazłam się w holu. Kierowałam się do swojego pokoju, kiedy z salonu wyszedł Styles, zagradzając mi drogę.

- Lexi czemu płaczesz? Co się stało? - zapytał z troską

Nie chciałam teraz  z nikim rozmawiać. Myślałam tylko o tym, żeby rzucić się na łóżko i zasnąć. Chciałam, żeby ten cholerny dzień w końcu się skończył. Miałam ominąć Harrego i udać się do pokoju, jednak kiedy spojrzałam na resztę, siedzącą w salonie coś we mnie pękło. „To tak Li się mną przejmuję?“ - pomyślałam. Siedział sobie wygodnie, a na jego kolanach usadowiła się jakaś dziewczyna.

- Co się stało?! Właśnie po raz kolejny dowiedziałam się, że wszystkich ranie. Jestem dla was tylko ciężarem. Nie wiem po co wpierdalałam się do waszego życia. Bardzo was za to przepraszam. Jutro z samego rana się stąd wyniosę. Twierdzicie, że się mną przejmujecie? Właśnie widzę. Oczywiście jeśli przejmowaniem można nazwać wygłupy przed telewizorem i mizianie się z jakąś laską. - mówiłam już spokojnie, jednak łzy cały czas spływały po moich policzkach.

Nie miałam już siły na to wszystko, oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę. Głowę ukryłam w dłoniach i rozpłakałam się jak małe dziecko. Nikt nie wiedział chyba, co zrobić, bo zapanowała grobowa cisza. W końcu Harry podszedł do mnie i ku mojemu zdziwieniu przytulił mnie. Nie miałam siły się z nim szarpać, więc wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Przybliżyłam głowę do jego ucha i poprosiłam, żeby zaniósł mnie do pokoju. Tak też zrobił. Po minucie siedziałam na łóżku w moim pokoju, a Hazza usiadł koło mnie.

- Chcesz porozmawiać? - zapytał.

Nie miałam ochoty zwierzać się właśnie jemu, ale potrzebowałam się komuś wygadać. Kiwnęłam głową na potwierdzenie i zaczęłam mu wszystko opowiadać. Powiedziałam mu wszystko o moim dzieciństwie, rozwodzie rodziców, kłótniach z matką, wyjeździe Liama, a później Matta. Wszystko po prostu wszystko, gdy już skończyłam poczułam dziwną ulgę. Najdziwniejsze było to, że zwierzam się chłopakowi, którego znałam zaledwie drugi dzień. Miałam tylko nadzieję, że nie zaufałam mu na marne.

- Dziękuję - powiedziałam przez łzy.

- Cii już nie płacz, będzie dobrze - odpowiedział przyciągając mnie do siebie.

 Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego oczy. Miał takie ładne zielone paczadła.

- Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wie nawet Liam. Ja próbowałam się zabić- powiedziałam i skierowałam swój wzrok na podłogę.- To było dwa miesiące temu. Matka nie chciała, żeby to się wydało, bo mogłoby to zaszkodzić mojej karierze. Nie miałam już wtedy siły na dalszą walkę z problemami. Byłam sama z tym wszystkim. Ciężar decyzji do podjęcia i presji ze strony środowiska mnie przerósł. Miałam dość odgrywania jakiś głupich scenek dla wzbudzenia zainteresowania mediów. Nie miałam w LA nikogo prócz Matta. Owszem posiadałam znajomych, ale fałszywych znajomych. Nawet nie wiesz jak to boli. To zabijało mnie od środka. A ja nie miałam siły na walkę z niewidzialnym wrogiem i stwierdziłam, że tam będzie mi lepiej. Jednak mnie odratowali i nie wiem czy to dobrze- wyznałam niepewnie
- Nie waż się nigdy więcej tak myśleć. Teraz masz nas, a na pewno masz mnie. Uwierz ja ci zawsze pomogę. Nie zostawię cię Lexi- odparł
- Tylko nie myśl sobie, że teraz zostaniemy przyjaciółmi - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Harry go odwzajemnił.
- Będę pamiętał. Teraz śpij, a ja wytłumaczę wszystko chłopakom - odpowiedział i skierował się w stronę drzwi.

- Harry al..

- Wiem ta rozmowa zostanie między nami – powiedział, posyłając mi wielki uśmiech i już go nie było.

Podniosłam się z łóżka i z piżamą w ręce skierowałam do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel oraz zmyłam makijaż, który był cały rozmazany. Ubrana w piżamkę ułożyłam się wygodnie pod kołderką i zasnęłam.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od autorek: 
No i mamy 4 rozdział. Dziękujemy za to, że czytacie i komentujecie. Nie mam co się rozczulać. Następny już niebawem :) Do napisania!

Kadi i Daria

czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 3



Spałam sobie smacznie, kiedy mój błogi stan przerwał jakiś huk. Podniosłam leniwie powieki. Mój wzrok padł na zegarek. 4:20- myślałam, że źle widzę. Przyglądałam się cyfrom na ekranie z dobre 10 minut. W końcu podniosłam swój ociężały tyłek i udałam się w kierunku, z którego dobiegał hałas. Wzięłam kij bejsbolowy, który stał w kącie. Szczerze byłam zdziwiona, że w ogóle coś takiego w domu mają i powoli skradałam się po schodach. Bałam się jak cholera. W całym mieszkaniu było zgaszone światło, a mi zachciało się samej walczyć ze złodziejem. Dobra raz się żyję- pomyślałam. Szłam najciszej jak mogłam. Zauważyłam, że w kuchni panuje półmrok. Delikatnie wyjrzałam za framugi. Koleś stał odwrócony plecami do mnie. Teraz albo nigdy. Podbiegłam do niego i walnęłam kijem w najczulszy punkt. Chłopak zawył z bólu. Dopiero wtedy zauważyłam kim jest.

- Jezu Maria Zayn to ty?!- zapytałam przerażona. Chłopak nic nie odpowiedział. Zwijał się na kuchennej podłodze.

Wrzask mulata obudził pozostałych domowników. Wszyscy stali w drzwiach i się na nas gapili.

- Matko Boska Liam, twoja kuzynka chciała zabić Zayna?!- pisnął przerażony Louis- Nie bój się. jestem przy tobie- kontynuował i poszedł do mulata- Odejdź ty zła kobieto!- wydarł się na mnie.

Patrzyłam na tą scenkę nie co zszokowana. Nic do mnie nie docierało.

- Lexi słyszysz mnie?- zapytał Li i lekko mną potrząsnął

- Ja… ja nie chciałam. Myślałam, że to złodziej. Zapomniałam, że mieszkam w domu z pięcioma chłopakami – powiedziałam ze skruchą, a w moich oczach stanęły łzy.
- Ej mała nie płacz. Zaynowi przejdzie, na pewno go mocno nie uderzyłaś- pocieszał mnie.

- Nie mocno, nie mocno. Ona chciała mnie zabić, a w dodatku pozbawić możliwości posiadania dzieci.- powiedział, przykładając lód w obolałe miejsce.

Niall w końcu nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Szczerze nie wiedziałam, co w tym zabawnego.

- Przecież mówię, że przepraszam no- już lekko się wkurzyłam. Przecież nie zrobiłam tego specjalnie, a jak sobie teraz pomyślę- to nawet nie żałuję. Jest strasznie napuszony i sobie zasłużył.
- Twoje przepraszam nie wystarczy- powiedział z zadziornym uśmiechem
- Że co proszę?!
- A więc - odezwał się Lou - Masz do wyboru pocałować Zayna, pocałować Zayna albo... pocałować Zayna - mówił cały czas z zaciszem na ryju
- Podoba mi się ten pomysł - odparł mulat. Zmroziłam ich wzrokiem.
- Chyba was chłopcy popieściło?! - krzyknęłam – A teraz do zobaczenia o normalnej godzinie. Idę do siebie. Dobranoc- już miałam wychodzić, gdy ktoś chwycił mnie za rękę. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Zaynem. Odległość między nami była zbyt bliska. Nikt nie miał prawa naruszać mojej bariery osobistej do tego stopnia.

- Myślałem że najpierw dostanę buziaka – odparł, patrząc mi w oczy.
Przybliżyłam wargi do jego ucha i powiedziałam - Myślenie źle ci wychodzi, a teraz mnie puść.
 -Puszczę cię za buziaka. Chyba mi się należy- stwierdził. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w oczy.
- To co ci się jedynie należy to porządny kop w dupę. Jeżeli myślisz, że nie mogę uderzyć cię drugi raz tym kijem to się grubo mylisz kochaniutki.- powiedziałam, jednak on nadal nie poluźnił uścisku.
- Zayn puść mnie natychmiast! Trzeba było nie łazić w nocy po kuchni, to by ci się nic nie stało! Przeprosiłam cię i to na tyle z mojej strony, na więcej nie licz. Puść mnie do jasnej cholery!- wydarłam się i wyrwałam rękę z uścisku chłopaka. - Miło mi, że myślicie, że jestem pierwszą lepszą. – wróciłam się do reszty - Ale dla waszej wiadomości na mnie wasz urok nie działa. Niestety. Macie pecha. Przykro mi, ale nie ma w was nic interesującego. Sorry Liama, że to mówię, ale twoim przyjaciele mają nudne charaktery i przerośnięte ego i tak przy okazji dzięki za wsparcie. Byłeś bardzo pomocny. Naprawdę.- powiedziałam z drwiną i poszłam do siebie. Myślałam, że ten dzień się już skończył. Chciałam zasnąć i obudzić się kolejnego poranka. Ale nie mogłam. Kręciłam się na łóżku w tą i z powrotem, prosząc Morfeusza, aby zabrał mnie do swojej krainy. Po godzinie męczarni, całkowicie rozbudzona, stwierdzałam, że i tak nie zasnę.

Podniosłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Postanowiłam się przejść. Wyszłam po cichu z pokoju z myślą, że wszyscy poszli spać, gdyż było parę minut po szóstej. Schodziłam cicho po schodach, gdy usłyszałam szmery w salonie. Co tym razem?- pomyślałam. W drzwiach ukazał się Harry. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Uśmiechnęłam się, omijając go i skierowałam w kierunku wyjścia.
 - Alexis dokąd idziesz? - zapytał. Obróciłam się przodem do niego. Patrzył na mnie z taką… troską w oczach?
- Muszę się przejść, pomyśleć - odparłam.
- O 11 mamy próbę. Wrócisz do tego czasu ?
- Postaram się, ale nie obiecuję.- uśmiechnęłam się lekko do niego i wszyłam z domu.

To wszystko zaczęło mnie powoli przerastać. Jak zwykle muszę wszczynać kłótnie. Do tej pory myślałam, że to przez matkę, że to z nią nie mogę się dogadać. Jednak nie, problem tkwi we mnie. Teraz to wiem. Przez te wszystkie lata nauczyłam się nie ufać ludziom. W swoim życiu spotkałam tyle fałszywych i dwulicowych osób, że teraz cholernie trudno jest mi się otworzyć i zaufać, a mój charakter i podejście jeszcze mi to utrudniają. Tak naprawdę dobrze mi z tym. Ten niewidzialny mur chroni mnie przed kolejnym zranieniem. Nim się zorientowałam byłam w parku. Usiadłam na jednej z ławek i patrzyłam jak przyroda budzi się do życia. Ptaki rozpoczęły swój koncert, a ludzie powoli wychodzili ze swoich domów, aby rozpocząć kolejny roboczy dzień. Wyjęłam z torebki swój notes, z którym się nie rozstawałam. Wyciągnęłam zdjęcie, które znajdowało się między kartkami dzienniczka. W tym momencie wszystkie wspomnienia powróciły. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Dlaczego go teraz ze mną nie ma? Czemu musiał wyjechać? On jako jedyny nigdy się ode mnie nie odwrócił. Bronił mnie niezależnie od sytuacji, był przyjacielem, który wiedział o mnie wszystko, znał mnie lepiej niż ja sama. Co było dziwne. 
- Mat nawet nie wiesz jak bardzo cię w tej chwili potrzebuję. Tak cholernie mi ciebie brakuję. Mam do ciebie potworny żal za to, że wyjechałeś. Jednak wystarczyłoby, żebyś wrócił i ja bym ci wszystko wybaczyła. – mówiłam przez łzy, a w mojej głowie szalał wir niezapomnianych wspomnień. Popatrzyłam jeszcze przez chwilę na zdjęcie i schowałam je z powrotem do torebki. W tej chwili moje serce ponownie się rozpadło, ale nie mogę okazać słabości, a tym bardziej im. Otwarłam ostatnie łzy, które wypłynęły z moich oczu i udałam się w kierunku domu chłopaków, w którym muszę udawać, że w ogóle nie rusza mnie ta sytuacja. A tak naprawdę chciałabym mieć normalną rodzinę, mieć z kim porozmawiać, zwierzyć się , a przede wszystkim mieć komu zaufać. Jednak wiem, że to nigdy nie nastąpi i to jest kolejna rzecz, która powoduję, że moje życie nie ma sensu i lepiej dla wszystkich gdyby już się skończyło.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od autorek:
Jak widzicie mamy już rozdział 3. Cieszycie się? Bo my bardzo :) Następna notka już za nie długo.

Jak widzicie nie zawiesiłam mojego pierwszego bloga. Ogłosiłam na nim konkurs, więc jak ktoś jest chętny zapraszam serdecznie do udziału. ^^  Zauważyłam, że wiele moich czytelniczek zainteresowało się tym opowiadaniem. Jest mi bardzo miło z tego powodu. Na http://lifecannotbereproduced.blogspot.com/ umieściłam ankietę odnośnie drugiej części opowiadania. Bardzo liczę się z waszym zdaniem, więc głosujcie! Kadi

Prosimy was jeśli czytacie to komentujcie, bardzo nam zależy. Do napisania!

 Kadi ♥ i Daria

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 2


Szybko pozbierałam swoje walizki i udałam się na odprawę. W ostatniej chwili dobiegłam do bramki. Nie dosyć, że byłam spóźniona to jeszcze musiałam zapłacić za nadbagaż, wprost cudownie. Kiedy byłam już na pokładzie samolotu odetknęłam z ulgą. Taa, ale moje szczęście nie trwało wiecznie. Miałam miejsce między jakimś rozwydrzonym dzieckiem, a śliniącym się staruszkiem. Ten chłopak bez przerwy coś żarł. Matko Boska ile można?! Założyłam słuchawki i pomyślałam, że nawet to nie popsuje mojej radości z wyjazdu. Spokój miałam przez pięć minut, dosłownie.  Ten bachor zaczął trykać mnie w ramie.

- Czego chcesz?- spytałam
- Masz może coś do jedzenia?- odpowiedział
- Nie, nie mam. Zjadłeś połowę ciężarówki żarcia jak na moje oko i nadal jesteś głodny? Człowieku, ile można jeść, weź przystopuj, bo niedługo będziesz zajmował dwa miejsca w samolocie, a nie tylko jedno.- powiedziałam zgryźliwe
- Wredna jesteś, wiesz.- odparł
- Taa dużo ludzi mi to mówi. Szczerze taka już jestem i jak się nie podoba, to poszukaj sobie innego miejsca.
- Nie, nie podoba się. Mogłabyś być milsza, nic ci nie zrobiłem.
- Boże! Przez cały czas coś chrupiesz, przeżuwasz, żujesz. Opanuj się. Nawet w słuchawkach słyszę jak mielisz te swoje ciasteczka.
- Jezu już dobra, ale jak umrę z głodu to będzie twoja winna
- Jakoś nie czuję się z tym źle. Jeszcze coś, bo nie mam ochoty z tobą gadać. Masz strasznie wnerwiający ton głosu mały.
- Nie jestem mały.
- Tss wmawiaj sobie. A teraz kończę to naszą jakże interesującą wymianę zdań, bo robi się nudna.

Założyłam z powrotem słuchawki i dałam się ponieść muzyce.  Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudził mnie ten bachor 

- Czego znowu?- zapytałam
- Lądujemy- powiedział. Zrobiło mi się trochę głupio
- Yyyy dzięki.- odparłam zmieszana. Zapięłam pas i czekałam, aż koła dotkną ziemi.

Wysiadłam z samolotu i zaczęła się rozglądać za znajomą twarzą. W około było pełno ludzi, jedni cieszyli się, widząc znajome im twarze, inni płakali, żegnając się z bliską osobą. A ja stałam i rozglądałam się za moim kuzynem. Nigdzie go nie było, zaczęłam przeklinać pod nosem. Co ja sobie myślałam?! Przecież on ma teraz swoje poukładane życie razem z tą czwórką chłoptasi. Po co miałby się przejmować kimś takim jak ja? Pewnie.. kupiłem ci bilet, a z resztą radź sobie sama. Poradzę sobie. W końcu sam mnie uczył, że w życiu nie wolno się poddawać. Już miałam iść do wyjścia, gdy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Obróciłam się i ujrzałam mojego kuzyna.

- Liam?- powiedziałam - Myślałam, że o mnie zapomniałeś.

- Przepraszam, wywiad nam się trochę przedłużył. - odpowiedział chłopak, po czym mnie przytulił. Staliśmy tak już z minutę, aż w końcu nie wytrzymałam.
- Może staszczy tych czułości w końcu pluszowym misiem nie jestem. Naprawdę cieszę się, że cię widzę, ale bez przesady- powiedziałam, wyrywając się z jego objęć.
- Jak zwykle bezczelna Alexis. Nic się nie zmieniłaś. - powiedział pokazując mi język.
- Jak zwykle poukładany i grzeczny Liam - odparłam śmiejąc się. 
- Koniec tego przedrzeźniania. Zbieramy się do domu.- rzekł i ruszył w kierunku parkingu. Przecież on nie ma prawa jazdy, pogięło go ? Po co on idzie na parking?
-Liam? Wiesz chyba troszeczkę ci się kierunki pomyliły. Tam jest parking - wskazałam ręką w kierunku drzwi.
- Wiem. - odpowiedział nawet na mnie nie spoglądając.
- To po cholerę tam idziemy? Przecież ty nie masz prawka! Zapomniałeś?! - powiedziałam ironicznym głosem.
- A mam ci je pokazać? - zapytał podniesionym tonem. Nie odpowiedziałam tylko dalej szłam za nim i próbowałam odebrać mu chociaż jedną walizkę, ale nie dawał mi na to szansy. Gentleman się znalazł, będzie mi nosił walizki jak jakiejś kalece. Trudno jak chce to niech się męczy. Bić się z nim o to nie będę. Po kilku minutach stanęliśmy przed czarnym autem. Liam zaczął pakować walizki do bagażnika, a ja w tym czasie rozgościłam się na przednim siedzeniu. Po chwili usiadł na miejscu kierowcy i ruszyliśmy. Jechaliśmy w ciszy, jakby każde z nas bało się zacząć rozmowę. To było nie do wytrzymania. W końcu przerwałam tą dość krępującą ciszę.

-Daleko jeszcze ? - zapytałam.
- Już dojeżdżamy. - Odpowiedział Liam, a moim oczom ukazał się wielki, biały dom.
- Wow w takim domu to się musi fajnie mieszkać. - mówiłam z fascynacją.
- Hahah zdziwiłabyś się, zresztą sama się przekonasz- odrzekł Liam.
- Coooo?! Naprawdę? - wydarłam się na całe auto i ucałowałam kuzyna w policzek.

Liam zaparkował na podjeździe i wysiadł z samochodu, zrobiłam to samo. Stanęłam przed drzwiami, nie mogąc uwierzyć w moje szczęście. Nagle Liam zaczął mnie ciągnąć do środka. Nacisnął klamkę i znaleźliśmy się wewnątrz domu. Teraz to mnie dopiero zamurowało. Wnętrze było niesamowite. Co mnie zdziwiło jak na piątkę chłopaków było w nim bardzo czysto, wszystko wyglądało jak nowe. Stałam tak w holu i lustrowałam wszystko wzrokiem dopóki Liam się nie odezwał.


- Widzę, że ci się podoba. Tylko nie krzycz jak zobaczysz swój pokój. Teraz chodź przedstawię cię chłopakom.- powiedział i pociągnął mnie w stronę salonu.
- Chłopaki! Jesteśmy - wydarł się mój kuzyn.
- Idziemy!- usłyszałam czyjś głos. Po chwili stała przede mną czwórka chłopaków.
- Chłopaki to jest moja kuzynka Alexis - powiedział patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się do nich, a Liam mówił dalej - Więc to jest Harry - wskazał na chłopaka z lokami na głowie. Ja mógłby się trochę ogarnąć wyglądał jak mop do podłogi.
- Ten w bluzce w paski to Louis. -Matko wielbiciel pasków i do tego taki zaciesz miał na twarzy, że masakra. Że też mu te zęby jeszcze nie wypadły. -pomyślałam
-Blondyn to Niall- Wyglądał w miarę spoko. Ale pozory mylą, nie.
- A ostatni to Zayn - pokazał ręką chłopaka. Nie no ten koleś to serio za dużo na słońcu przebywa. Muszę mu wytłumaczyć, że z tym przesadzać nie można. Jeszcze raka dostanie czy coś. Zauważyłam, że lustrował mnie wzrokiem, a jego paczadełka zatrzymały się na moim biuście. Miałam ochotę podejść do niego i spoliczkować.

- Cześć - powiedziałam patrząc na nich. Niestety nie doczekałam się odpowiedzi. Tylko rzucili się na mnie i zaczęli przytulać. Słyszałam - Miło cię poznać – wypowiadane przez każdego z nich. Byłam w lekkim szoku, nie no byłam w ogromnym szoku. Nie należą do grupki moich przyjaciół, wcale ich nie znam, a oni już zaczynają mnie przytulać. Nie tego było za wiele, nie pozwolę robić z siebie jakieś taniej przytulanki.

- Aaaa- zaczęłam się drzeć. Chłopaki odsunęli się ode mnie i patrzyli zdezorientowani  po sobie. W końcu ich wzrok zawiesił się na mnie - Nigdy więcej się do mnie nie przytulać. Nie znam was i szczerze nie mam ochoty was poznawać. Ale jesteście przyjaciółmi Liama, więc muszę was jakoś znosić. Chociaż nie będzie to łatwe. Najlepiej jak nie będziecie wchodzić mi w drogę, ja także nie zamierzam wpierniczać się z butami w wasze życie.- powiedziałam stanowczym głosem - Zrozumiano?
Żaden z nich się nie odezwał. Jezu czy tak trudno jest powiedzieć tak? To przerasta ich możliwość. Jednak są głupsi niż myślałam. W końcu głos zabrał jak myślę Louis.

- O dziewczyna z charakterkiem, zaczynam się bać– powiedział, patrząc na Liama
- Nie masz czego.- powiedział ze śmiechem Li- Lexi jest niegroźna.
To zdanie wywołało u mnie napad śmiechu. Wszyscy łącznie z moim drogim kuzynem patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Szczerze olałam to.
- Oj Liam, widać, że nie znasz mnie jednak tak dobrze. Nie jestem już tą grzeczną dziewczynką, wiele się zmieniło. A zresztą przekonasz się sam jaka jest ta nowa Lexi.- powiedziałam z tajemniczym uśmiechem i puściłam mu oczko.
- Niegrzeczna dziewczynka- powiedział ten koleś to przesadza z opalaniem- Lubię takie- dodał
- Za wysokie progi na twoje nogi chłopczyku- odparłam- Liam pokażesz mi pokój?- zwróciłam się do kuzyna.
Cała zgraja oczywiście musiała iść z nami. Mówi się trudno. W sumie na tragarzy to oni się nadają. Doszliśmy na koniec korytarza
- Gotowa?- zapytał Liam
- Jeszcze się pytasz- odparłam lekko zniecierpliwiona
- Jak tak to zapraszam- powiedział i nacisną na klamkę.
Moim oczom ukazał się pokój. Mój pokój. Stałam jak wryta. Liam zdążył go urządzić w jeden dzień? - pytałam sama siebie. Naprawdę się postarał, a przede wszystkim trafił w mój gust. Nie wiedziałam, że ma aż takie wyczucie stylu. Ściany były pomalowane w kolorze jasnego fioletu. Pod jedną z nich stało wielkie łóżko. Naprzeciwko była garderoba. Podeszłam do łóżka i pogładziłam pościel ręką, była taka delikatna w dotyku. Po prawej stronie znajdowały się drzwi. Popatrzyłam na nie i spojrzałam pytająco na całą piątkę, żaden nic nie odpowiedział. Pokiwali tylko głowami na potwierdzenie. Podeszłam i otworzyłam drzwi. Zatkało mnie. Ujrzałam ogromną wannę, wielkie lustro i kilka półek. Kafelki były w kolorze purpurowym. Weszłam z powrotem do pokoju i usiadłam na łóżku. Byłam w szoku, naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego, myślałam o jakimś zwyczajnym pokoju, ale ten przerósł moje oczekiwania. Nie sądziłam, że Liam ma aż tyle kasy i stać go na takie wygody. Owszem sama nie narzekałam na brak pieniędzy, bo potrafiłam się utrzymać i w miarę dobrze zarabiałam na graniu w serialach. Ale nigdy nie pomyślałabym, że będę mieszkać w takim budynku. Szkoda byłoby mi pieniędzy na taką willę. Oczywiście marzyłam o moim własnym domku z ogródkiem na przedmieściach. Nigdy nie miałam wygórowanych ambicji, nie sięgałam wyżej niż mogła chwycić i może to było moim problemem.

- Chyba doznała wstrząsu - powiedział Louis, śmiejąc się. Jego słowa wyrwały mnie rozmyślań.
- Uważaj żebyś ty nie doznał wstrząsu jak wykopie cię z tego pomieszczenia - odparłam ze złowieszczym uśmiechem - A teraz czy mogę was przeprosić, chciałabym się położyć - dodałam. Zdziwiłam się, że posłuchali mojej prośby i zaczęli wychodzić. Zanim Liam zdążył wyjść złapałam go za rękę i powiedziałam - Dziękuję.
- Nie masz za co. Dobranoc - odparł i pocałował mnie w czoło po czym opuścił pomieszczenie. Rozejrzałam się jeszcze po moim nowym pokoju i zaczęłam się rozpakowywać. Później wzięłam długą kąpiel i ubrana w piżamę ułożyłam się wygodnie na łóżku. Zmęczona wrażeniami dzisiejszego dnia zasnęłam.

 _______________________________________________________________

* No to mamy rozdział 2. Proszę was wchodźcie i komentujcie.To jest dla nas bardzo ważne i chcemy znać waszą opinię. Kiedy kolejny, tego nie wiemy. Na pewno niedługo. :) 

* Jak wiecie prowadzę jeszcze swojego bloga. Kolejna notka na nim pojawi się w sobotę i wtedy napiszę czy zawieszam bloga lifecannotbereproduced czy nie. - Kadi

* Mamy nadzieję, że historia Lexi przypadła wam do gustu i zostaniecie stałymi czytelniczkami tego bloga. Dziękujemy za wszystkie pozytywne komentarze. Do napisania!

Kadi i Daria


piątek, 6 lipca 2012

Rozdział 1

Długo nie czekając, weszłam do domu. Wiedziałam, co będzie gdy wrócę, ale gdzieś musiałam spać. Zastanawiałam się nad jakimś mostem, jednak nieznana mi moc ciągnęła mnie do mojego łóżka. Chciałam niepostrzeżenie udać się do mojego pokoju tyle tylko, że z moim szczęściem, potknęłam się o własne nogi i zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą. Miałam jeszcze nadzieje, że matka tego nie słyszała. Złudną. Nie zdążyłam wstać, a ona już stała w drzwiach kuchennych. Nie patrząc na nią, wstałam i kierowałam się w stronę schodów. Na marne.
- Stój moja panno. Może zechcesz mi wyjaśnić, gdzie byłaś cały dzień?! Martwiłam się o ciebie.
- Tssss martwiłaś się o mnie? -Zaśmiałam jej się w twarz – Chyba bardziej o to, że nie poszłam na casting. Upsss przykro mi, pieniędzy nie będzie. – powiedziałam z drwiną w głosie.
- Nie życzę sobie, żebyś się tak do mnie odzywała gówniaro!
- Wiesz , a ja nie życzę sobie żebyś niszczyła mi życie, dążąc do realizacji własnych chorych ambicji! – w tej chwili, miałam już dość ciągłych kłótni, nie zważając na konsekwencje mówiłam dalej – Wolałabym nie mieć matki bynajmniej takiej jak ty. Jesteś cholerną egoistką, która myśli tylko o sobie i pieniądzach. – Czułam jak łzy zaczynają zbierają mi się w oczach, jednak nie pozwoliłam sobie teraz na płacz wiedziałam, że nie mogę dać jej tej satysfakcji. – Myślę, że to tyle. Dobranoc mamusiu. – powiedziałam na odczepne, robiąc cudzysłów przy ostatnim wyrazie.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ruszyłam schodami na górę. Wpadłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko. W tej chwili już nie wytrzymałam, mieszanka emocji kłębiła  się we mnie od dłuższego czasu, aż w końcu wybuchła. Płakałam jak małe dziecko, myśląc zarazem nad moim nędznym życiem. Nie rozumiałam zachowania matki, raniła mnie z każdym dniem coraz bardziej. Na pierwszym planie stawiała zaspokajanie swoich ambicji i realizację chorych planów. Nigdy nie liczyła się z moim zdaniem. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała swoje potrzeby, ja tylko pragnęłam, żeby w końcu mnie zauważyła i dostrzegła we mnie swoją córkę. Do tego wszystkiego Liam nie odpisywał. Czułam się samotna, z dnia na dzień przepełniała mnie myśl, że nie mam dla kogo i po co żyć. Jednak wiedziałam, że nie mogę się poddać. Zmęczona natłokiem myśli i wrażeń, zasnęłam.

Obudziłam się wczesnym rankiem, chcąc nie chcąc musiałam wygramolić się z mojego kochanego łóżeczka. Przyszło mi to z ogromnym trudem, ale udało się, sama się sobie dziwiłam ,że wstałam, w dodatku tak wcześnie. Cóż moim zdaniem dziewiąta to bardzo wczesna godzina. Wyciągnęłam ciuchy z szafy i udałam się do łazienki. Wzięłam dłuuuugą, relaksującą kąpiel i byłam gotowa na kolejne starcie z moją matką. Wyszłam z łazienki. Już miałam schodzić na dół, gdy poczułam wibracje w kiszeni spodni. Tak, to mój telefon mnie wzywał. Wzięłam go do ręki, a na wyświetlaczu widniał napis „ 1 nowa wiadomość od Liam”. Widząc od kogo jest ten sms, cieszyłam się jak głupia. Kliknęłam „otwórz” i zaczęłam czytać:

„Lexi, bardzo się cieszę, że do mnie napisałaś. Zawsze mogłaś na mnie liczyć, więc i tak będzie tym razem. Już zamówiłem ci bilet do Londynu, wystarczy, że zgłosisz się do kasy i podasz swoje nazwisko. Trzymaj się i pamiętaj jestem z tobą . Jutro się zobaczymy, będę na ciebie czekać na lotnisku. Liam”

Taaaaak ! Wydarłam się na cały pokój. Radość jaka mnie w tej chwili ogarnęła była nie do opisania. Czułam, że teraz wszystko się zmieni. Wiem, że Liam mi pomoże, nie zostawi samej. Teraz tylko musiałam poinformować moją matkę, że się wyprowadzam.  W sumienie nie musiałam tego robić, ale chciałam zobaczyć jej wyraz twarzy, gdy się o tym dowie. Postanowiłam, że się najpierw spakuję. Zajęło mi to z dobrą godzinę. W końcu, gdy już moje walizki były gotowe, musiałam zejść i powiedzieć, że wyjeżdżam . Nie ukrywam, że trochę obawiałam się tej rozmowy, ale cóż w końcu musiałam się jej kiedyś przeciwstawić.  Zeszłam do kuchni, jednak nikogo tam nie zastałam. Poszłam jeszcze do salonu i łazienki, tam też jej nie było. Jak zwykle, gdy jest potrzebna, to jej nie ma. No trudno, liczy się to, że chciałam jej powiedzieć. A to, że jej nie ma, to już nie moja wina. Pewnie poszła przeprosić, za moją nieobecność i błagać o drugą szansę. Czasem jej głupota mnie dobijała. W tym mieście nie dają drugiej szansy albo trzymasz się terminów, albo mówią ci do widzenia.  Przecież czymś musiała zapłacić za bilety, które zarezerwowała. Tak moja mamusia za dwa tygodnie leci na Karaiby, ze swoim nowym gachem. Pomijając fakt, że on mógłby być moim bratem. Wiem jedno on ją wykorzystuję i leci na kasę. Oj się zdziwi jak zobaczy, że mnie nie ma w domu. Na mojej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. W końcu się jej odpłacę. Wróciłam do pokoju i zniosłam na dół walizki, a następnie zadzwoniłam po taksówkę. Odebrała jakaś kobieta, mówiąc mi, że ktoś powinien przyjechać za piętnaście minut. Rozłączyłam się i zaczęłam szukać samoprzylepnych karteczek. Po jakichś pięciu minutach w końcu je znalazłam. Wzięłam długopis do ręki i napisałam krótkie:

Wyjeżdżam. Nie szukaj nie, bo i tak do ciebie nie wrócę. Przykro mi, że muszę to pisać, ale ja cię nienawidzę. Szczerze i całym sercem nienawidzę. Najlepiej o mnie zapomnij. Obiecuję ci, że ja spróbuje zrobić to samo. Alexis.“

 Nalepiłam kartkę na lodówkę i w tej samej chwili dobiegł mnie odgłos klaksonu. Zabrałam walizki i kierowałam się w stronę taksówki, nie wychodziło mi to za dobrze. Wyobraźcie sobie jak to komicznie musiało wyglądać, jedna dziewczyna i cztery walizki, co prawda nie duże, ale jednak. Kierowca był tak miłym człowiekiem, że zlitował się i pomógł mi to wrzucić do jego auta, jeśli tak można nazwać zardzewiałą, żółtą taksówkę. Podziękowałam mu za pomoc, wpakowałam mój tyłek na tylne siedzenie pojazdu i ruszyliśmy. Droga na lotnisko przebiegała w ciszy, zamieniłam parę słów z taksówkarzem, ale to by było na tyle. Myślałam o tym jak bardzo moje życie się teraz zmieni, wyjeżdżam do mojego kochanego kuzyna. Jest jednak jedno „ale“ mianowicie, mieszka on ze czterema nie do końca zdrowych na umyślę, według mojego mniemania, chłopaków. Nie znałam ich, jednak wiedziałam, że są rozkapryszonymi gwiazdeczkami. Trudno, będę musiała jakoś przeżyć. Lepsze to niż ciągłe kłótnie z matką. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos kierowcy.
- Proszę pani jesteśmy na miejscu.
Wysiadłam z taksówki, zapłaciłam mężczyźnie i skierowałam się w stronę kas. Podeszłam do okienka, w którym siedziała starsza kobieta, wydawała się miła.
- W czym mogę pomóc?- zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Raczej pomóc to pani mi nie może - odpowiedziałam - Mam zarezerwowany bilet.
- Na jakie nazwisko?
- Collins, Alexis Collins - podałam kobiecie nazwisko. Wprowadziła moje dane do komputera i przez dłuższą chwilę szukała rezerwacji. W końcu ją znalazła.
- Jest - powiedziała - Alexis Collins, bilet do Londynu, wylot będzie dopiero o 23.40. - Po jej słowach, spojrzałam na zegarek. Wskazywał dokładnie 16.44.
- Że co proszę? O 23.40?! Pani sobie żartuje... Prawda? Co ja mam tu robić tyle czasu?
- Przykro mi, ale wcześniejsze loty zostały odwołane.
Zrezygnowana zabrałam bilet z kasy i odeszłam na bok. Położyłam moje walizki na podłodze, po czym wygodnie na nich usiadłam. Oparłam głowę o ścianę i przyglądałam się przechodzącym obok ludziom. Siedziałam tak, aż w końcu zasnęłam. 

- Alexis! Zejdź na dół. Liam przyjechał- krzyczała babcia.
- Już idę!- odpowiedziała, mała, drobna dziewczynka, o blond włosach i niebieskich oczach.
Biegła po schodach, jakby na dole czekało na nią coś naprawdę drogiego i ważnego. I w rzeczywistości tak było. Liam był dla niej najważniejszy na świecie. To z nim spędziła najlepsze chwile w życiu. To on nauczył ją brać z życia to, co najlepsze i nigdy się nie poddawać.
- Liam!- krzyknęła uszczęśliwiona dziesięciolatka.
- Lexi!- chłopak podbiegł do niej i przytulił.- Wszystkiego Najlepszego z okazji dziesiątych urodzin- powiedział.
- Liam, ja nie chce wyjeżdżać- odparła, a po jej policzkach spłynęły słone łzy smutku.
- Ej! Alexis nie płacz. Jedziesz tam, żeby spełniać swoje marzenia. Pamiętasz ty będziesz w przyszłości sławną na cały świat aktorką, a ja będę śpiewał i dawał koncert na całym kontynencie. Przyrzeknij mi, że nigdy się nie poddasz i uda nam się zrealizować nasze sny o wielkiej karierze- powiedział ze śmiechem
- Ale co z tego, że będę sławna, jeśli ciebie ze mną nie będzie- powiedziałam
- Zawsze będę przy tobie- podał dziewczynce pudełko- To dla ciebie
- Co to? – zapytała
- Otwórz, a się przekonasz- odparł
Dziewczynka podniosła wieczko do góry.
- Dziękuję Liam, jest śliczna- powiedziała
- Wiedziałem, że ci się spodoba.- rzekł z uśmiechem- Od teraz będę z tobą w każdej minucie twojego życia. Mam nadzieję, że ta bransoletka będzie cię mnie przypominać i nigdy o mnie nie zapomnisz.
- Nigdy. I obiecuję postaram się spełnić nasze marzenia. Zobaczysz, że kiedy kolejny raz się spotkamy będziemy mięli tłumy fanów i masę kasy- odparła z uśmiechem
- No ja myślę- powiedział uradowanych dwunastolatek

Obudziłam się. To było takie rzeczywiste, a zarazem niemożliwe. Pamiętam to wydarzenie. Ostatni raz widziałam wtedy Liama, to było 7 lat temu. Aż dziwię się, że mnie nie zapomniał. Ja o nim pamiętałam. Zawsze zajmował szczególne miejsce w moim sercu i to się nigdy nie zmieni. Odruchowo spojrzałam na bransoletkę. Przejechałam opuszkami palców po jej strukturze. Mój wzrok padł na tablice zegarka, który zajmował zaszczytne miejsce obok mojego skarbu.
- Jasna cholera!- krzyknęłam prawie na całe lotnisko- Nie zdążę!


Od autorek:
Jeju, dziękujemy za tyle pozytywnych komentarzy. *__* Bardzo się cieszymy, że podoba się wam nasze opowiadanie, chociaż to dopiero początek. Mamy nadzieję, że będziecie śledzić dalsze losy Lexi i nie zakończycie na pierwszym rozdziale :P Kiedy następny? Tego jeszcze nie wiemy, ale na pewno wkrótce.
Do napisania laseczki!

Kadi i Daria