W domu nie zastałam nikogo. Było
już po 11, więc pewnie cała piątka udała się na niejakie próby. Poszłam do
kuchni, żeby przygotować sobie śniadanie. Znalazłam tylko płatki i mleko.
Trudno, musiałam zadowolić się tym posiłkiem. Zjadłam to jakże pożywne śniadanie
i postanowiłam, że umilę sobie czas
wolny i pójdę na zakupy. Wyszłam z domu i pozamykałam drzwi na klucz. Ruszyłam
przed siebie. Do centrum dotarłam po jakichś dwudziestu minutach. Sama się
sobie dziwiłam, że wiedziałam dokąd iść. Weszłam do pierwszego sklepu, później
do następnego i jeszcze jednego. W końcu stałam w tym samym miejscu, co na
początku, z tego wniosek, że obeszłam całe centrum. Nogi odmawiały mi
posłuszeństwa. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:10. WOW- pomyślałam.
Tyle godziny w centrum handlowym i do tego nic nie kupiłam. To miejsce
stanowczo źle na mnie działa. Porozglądałam się dookoła w poszukiwaniu jakieś
kawiarni. Udałam się w kierunku najbliższej, która znajdowała się w zasięgu
mojego wzroku. Co prawda wyglądem nie zwalała z nóg, jednak mój organizm
potrzebował kopa w postaci kofeiny, a mi nie chciało się szukać innego miejsca.
Weszłam do środka i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam całkiem ładne wnętrze.
Podeszłam do baru i zamówiłam dużą latte. Następnie skierowałam się do wolnego
stolika i usiadłam przy nim. Po upływie kilku minut cieszyłam się smakiem
upragnionej kawy. Tego było mi trzeba. Poczułam jak w kieszeni, wibruje mój
telefon, wyjęłam go i nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.
- Lexi, gdzie ty jesteś?! Czy
wiesz, która jest godzina?! Dlaczego do cholery nie odbierasz telefonu?!
Martwiliśmy się o ciebie! - wydarł mi się do ucha Li.
- Pff daruj sobie. Jakbyście się
martwili, to byście mnie nie zostawili samej. A tak na marginesie to jestem już
dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać. Za godzinę powinnam być w domu.
- Nie zaczynaj znowu. Przyjadę po
ciebie i koniec gadania. Gdzie jesteś?!
- Wrócę sama. Nie jestem jakaś
niedorozwinięta. Nie musicie się tak ze mną cackać. Dam sobie radę.
- Alexis Collins nie kłóć się ze
mną. Gdzie mam przyjechać?
- Jestem w centrum. Konkretniej w
takiej brzydkiej kawiarni.
- Będę za dziesięć minut.
- Liam al... - nie zdążyłam już
nic powiedzieć, bo mój kuzyn się rozłączył.
Spojrzałam na zegarek, który
wskazywał 20:08. Może trochę przesadziłam, znikając na cały dzień i na dodatek
nie zostawiając żadnej wiadomości, ale ten wypad pomógł mi chodź trochę
zapomnieć o wydarzeniach z rana. Miałam czas, żeby pomyśleć i dać upust
wszelkim emocją. Tak bardzo mi brakuje Matta. Wiem sama go namawiałam do tego wyjazdu.
Chciałam, żeby uszczęśliwił siebie. Wtedy nie myślałam, że to będzie tak
cholernie bolało. Na początku dzwoniliśmy do siebie prawie codziennie. Z czasem
nasz kontakt zanikał. Ostatnio rozmawialiśmy ze sobą cztery miesiące temu,
kiedy mój przyjaciel dostał kontrakt i miał lecieć do Mediolanu. To była jego
życiowa szansa, żeby się wybić i w końcu stać się światowej sławy fotografem. O
jedną rzecz jaką go prosiłam to o to, żeby w tym całym wyścigu nie zagubił
samego siebie. A jednak mimo tego, że przyrzekł mi, że tak się nie stanie, to
widzę, że upodobnił się do elity i już nie jest tym samym człowiekiem. Tęsknie
za nim i staram się go usprawiedliwić. Wiem, że nic go nie tłumaczy, jednak dla
mnie zawsze będzie tym nastoletnim chłopcem, z którym mogłam porozmawiać na
każdy temat. Zawsze pozostanie moim przyjacielem. Siedziałam i wpatrywałam się
w stół, myśląc jaka czeka mnie afera, gdy wrócę do domu. Z rozmyślań wyrwał
mnie męski głos.
- Zbieraj się. Zabieram cię do
domu.
Uniosłam głowę i zobaczyłam
Zayna, który stał z niezadowoloną miną.
- Przykro mi, ale czekam na
Liama.
- No to sobie poczekasz, bo Liam
nie może przyjechać. Jedziesz ze mną. Wstawaj!
- Pfff z tobą?! Nigdy w życiu.
Pójdę na piechotę.
Podniosłam moje cztery litery i podeszłam
do baru, aby zapłacić. Oczywiście „laluś“ lazł za mną krok w krok. Wyszłam z
kawiarni, kierując się w stronę z której przyszłam, gdy Zayn zagrodził mi
drogę.
- Wsiadasz do auta albo wsadzę
cie do niego siłą - powiedział.
Po całym dniu nie miałam siły się
z nim kłócić, dlatego też wsiadłam bez słowa. Jechaliśmy w ciszy dopóki mulat
się nie odezwał.
- Jesteś taka dla wszystkich? -
zadał mi pytanie.
- Jaka? - zapytałam zdziwiona
jego pytaniem.
- Niemiła. My chcemy dla ciebie
dobrze, a ty się zachowujesz jak rozpuszczony bachor.
- Ja zachowuje się jak
rozpuszczony bachor?! Spójrz lepiej na siebie. Pan wielka gwiazda, która nie
może znieść myśli, że może się któreś nie podobać. Ogarnij się człowieku.
Myślisz, że jeśli jesteście sławni to należy się wam lepsze traktowanie?! Może
inni tak sądzą, ale ja nie mam zamiaru być dla was miła tylko dla tego, że
zrobiliście karierę. I w porównaniu do ciebie nie uważam się za lepszą od
innych. Byłam, jestem i będę wredna czy tobie się to podoba czy nie – odpowiedziałam
podniesionym tonem.
- Zamknij się wreszcie. -
powiedział - Dla mnie możesz się zachowywać jak ci się tylko podoba ale i tak
wiem, że gdzieś w tobie jest ta Alexis, o której opowiadał Liam. Pozbądź się w
końcu tego muru, który oddziela cię od ludzi i zacznij być dawną sobą bez maski
wrednej suki. Chcę żebyś wiedziała, że Liam się o ciebie martwi, odkąd
przyjechałaś ani razu się nie uśmiechnął. Tego chciałaś? Zauważ wreszcie, że
swoim zachowaniem ranisz nie tylko siebie, ale tez tych którzy cię kochają -
urwał mulat gdyż byliśmy już pod domem.
- Lepiej byłoby gdybym tu nie
przyjeżdżała. A najlepiej byłoby gdybym wtedy udało mi się odejść. Nie byłabym
już dla was ciężarem i nie mięlibyście problemu.- wydarłam się chłopakowi w
twarz i biegiem ruszyłam do domu.
Czułam jak łzy zaczynają płynąć po
moich policzkach. Z hukiem zamknęłam drzwi i znalazłam się w holu. Kierowałam
się do swojego pokoju, kiedy z salonu wyszedł Styles, zagradzając mi drogę.
- Lexi czemu płaczesz? Co się
stało? - zapytał z troską
Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać. Myślałam tylko o tym, żeby
rzucić się na łóżko i zasnąć. Chciałam, żeby ten cholerny dzień w końcu się
skończył. Miałam ominąć Harrego i udać się do pokoju, jednak kiedy spojrzałam
na resztę, siedzącą w salonie coś we mnie pękło. „To tak Li się mną przejmuję?“
- pomyślałam. Siedział sobie wygodnie, a na jego kolanach usadowiła się jakaś
dziewczyna.
- Co się stało?! Właśnie po raz
kolejny dowiedziałam się, że wszystkich ranie. Jestem dla was tylko ciężarem.
Nie wiem po co wpierdalałam się do waszego życia. Bardzo was za to przepraszam.
Jutro z samego rana się stąd wyniosę. Twierdzicie, że się mną przejmujecie? Właśnie
widzę. Oczywiście jeśli przejmowaniem można nazwać wygłupy przed telewizorem i
mizianie się z jakąś laską. - mówiłam już spokojnie, jednak łzy cały czas
spływały po moich policzkach.
Nie miałam już siły na to
wszystko, oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę. Głowę ukryłam w dłoniach
i rozpłakałam się jak małe dziecko. Nikt nie wiedział chyba, co zrobić, bo
zapanowała grobowa cisza. W końcu Harry podszedł do mnie i ku mojemu zdziwieniu
przytulił mnie. Nie miałam siły się z nim szarpać, więc wtuliłam się w niego
jeszcze bardziej. Przybliżyłam głowę do jego ucha i poprosiłam, żeby zaniósł
mnie do pokoju. Tak też zrobił. Po minucie siedziałam na łóżku w moim pokoju, a
Hazza usiadł koło mnie.
- Chcesz porozmawiać? - zapytał.
Nie miałam ochoty zwierzać się
właśnie jemu, ale potrzebowałam się komuś wygadać. Kiwnęłam głową na
potwierdzenie i zaczęłam mu wszystko opowiadać. Powiedziałam mu wszystko o moim
dzieciństwie, rozwodzie rodziców, kłótniach z matką, wyjeździe Liama, a później
Matta. Wszystko po prostu wszystko, gdy już skończyłam poczułam dziwną ulgę.
Najdziwniejsze było to, że zwierzam się chłopakowi, którego znałam zaledwie
drugi dzień. Miałam tylko nadzieję, że nie zaufałam mu na marne.
- Dziękuję - powiedziałam przez
łzy.
- Cii już nie płacz, będzie
dobrze - odpowiedział przyciągając mnie do siebie.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego
oczy. Miał takie ładne zielone paczadła.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o
której nie wie nawet Liam. Ja próbowałam się zabić- powiedziałam i skierowałam
swój wzrok na podłogę.- To było dwa miesiące temu. Matka nie chciała, żeby to
się wydało, bo mogłoby to zaszkodzić mojej karierze. Nie miałam już wtedy siły
na dalszą walkę z problemami. Byłam sama z tym wszystkim. Ciężar
decyzji do podjęcia i presji ze strony środowiska mnie przerósł. Miałam dość
odgrywania jakiś głupich scenek dla wzbudzenia zainteresowania mediów. Nie
miałam w LA nikogo prócz Matta. Owszem posiadałam znajomych, ale fałszywych
znajomych. Nawet nie wiesz jak to boli. To zabijało mnie od środka. A ja nie
miałam siły na walkę z niewidzialnym wrogiem i stwierdziłam, że tam będzie mi
lepiej. Jednak mnie odratowali i nie wiem czy to dobrze- wyznałam niepewnie
- Nie waż się nigdy więcej tak
myśleć. Teraz masz nas, a na pewno masz mnie. Uwierz ja ci zawsze pomogę. Nie
zostawię cię Lexi- odparł
- Tylko nie myśl sobie, że teraz zostaniemy
przyjaciółmi - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Harry go odwzajemnił.
- Będę pamiętał. Teraz śpij, a ja
wytłumaczę wszystko chłopakom - odpowiedział i skierował się w stronę drzwi.
- Harry al..
- Wiem ta rozmowa zostanie między
nami – powiedział, posyłając mi wielki uśmiech i już go nie było.
Podniosłam się z łóżka i z piżamą
w ręce skierowałam do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel oraz zmyłam makijaż,
który był cały rozmazany. Ubrana w piżamkę ułożyłam się wygodnie pod kołderką i
zasnęłam.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od autorek:
No i mamy 4 rozdział. Dziękujemy za to, że czytacie i komentujecie. Nie mam co się rozczulać. Następny już niebawem :) Do napisania!
Kadi i Daria
Świetny ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego :)
Jak zwykle mega! Może w Harrym znajdzie przyjaciela :)
OdpowiedzUsuńZarąbiste:D
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest megaaa. Pisz szybko nowy bo sie nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuńNo brak mi słów!(Ale w tym dobrym sensie) To jest zaje**ste! Z niecierpliwością czekam N.N. :D
OdpowiedzUsuńPatrycja ;**
UsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuń