piątek, 6 lipca 2012

Rozdział 1

Długo nie czekając, weszłam do domu. Wiedziałam, co będzie gdy wrócę, ale gdzieś musiałam spać. Zastanawiałam się nad jakimś mostem, jednak nieznana mi moc ciągnęła mnie do mojego łóżka. Chciałam niepostrzeżenie udać się do mojego pokoju tyle tylko, że z moim szczęściem, potknęłam się o własne nogi i zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą. Miałam jeszcze nadzieje, że matka tego nie słyszała. Złudną. Nie zdążyłam wstać, a ona już stała w drzwiach kuchennych. Nie patrząc na nią, wstałam i kierowałam się w stronę schodów. Na marne.
- Stój moja panno. Może zechcesz mi wyjaśnić, gdzie byłaś cały dzień?! Martwiłam się o ciebie.
- Tssss martwiłaś się o mnie? -Zaśmiałam jej się w twarz – Chyba bardziej o to, że nie poszłam na casting. Upsss przykro mi, pieniędzy nie będzie. – powiedziałam z drwiną w głosie.
- Nie życzę sobie, żebyś się tak do mnie odzywała gówniaro!
- Wiesz , a ja nie życzę sobie żebyś niszczyła mi życie, dążąc do realizacji własnych chorych ambicji! – w tej chwili, miałam już dość ciągłych kłótni, nie zważając na konsekwencje mówiłam dalej – Wolałabym nie mieć matki bynajmniej takiej jak ty. Jesteś cholerną egoistką, która myśli tylko o sobie i pieniądzach. – Czułam jak łzy zaczynają zbierają mi się w oczach, jednak nie pozwoliłam sobie teraz na płacz wiedziałam, że nie mogę dać jej tej satysfakcji. – Myślę, że to tyle. Dobranoc mamusiu. – powiedziałam na odczepne, robiąc cudzysłów przy ostatnim wyrazie.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ruszyłam schodami na górę. Wpadłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko. W tej chwili już nie wytrzymałam, mieszanka emocji kłębiła  się we mnie od dłuższego czasu, aż w końcu wybuchła. Płakałam jak małe dziecko, myśląc zarazem nad moim nędznym życiem. Nie rozumiałam zachowania matki, raniła mnie z każdym dniem coraz bardziej. Na pierwszym planie stawiała zaspokajanie swoich ambicji i realizację chorych planów. Nigdy nie liczyła się z moim zdaniem. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała swoje potrzeby, ja tylko pragnęłam, żeby w końcu mnie zauważyła i dostrzegła we mnie swoją córkę. Do tego wszystkiego Liam nie odpisywał. Czułam się samotna, z dnia na dzień przepełniała mnie myśl, że nie mam dla kogo i po co żyć. Jednak wiedziałam, że nie mogę się poddać. Zmęczona natłokiem myśli i wrażeń, zasnęłam.

Obudziłam się wczesnym rankiem, chcąc nie chcąc musiałam wygramolić się z mojego kochanego łóżeczka. Przyszło mi to z ogromnym trudem, ale udało się, sama się sobie dziwiłam ,że wstałam, w dodatku tak wcześnie. Cóż moim zdaniem dziewiąta to bardzo wczesna godzina. Wyciągnęłam ciuchy z szafy i udałam się do łazienki. Wzięłam dłuuuugą, relaksującą kąpiel i byłam gotowa na kolejne starcie z moją matką. Wyszłam z łazienki. Już miałam schodzić na dół, gdy poczułam wibracje w kiszeni spodni. Tak, to mój telefon mnie wzywał. Wzięłam go do ręki, a na wyświetlaczu widniał napis „ 1 nowa wiadomość od Liam”. Widząc od kogo jest ten sms, cieszyłam się jak głupia. Kliknęłam „otwórz” i zaczęłam czytać:

„Lexi, bardzo się cieszę, że do mnie napisałaś. Zawsze mogłaś na mnie liczyć, więc i tak będzie tym razem. Już zamówiłem ci bilet do Londynu, wystarczy, że zgłosisz się do kasy i podasz swoje nazwisko. Trzymaj się i pamiętaj jestem z tobą . Jutro się zobaczymy, będę na ciebie czekać na lotnisku. Liam”

Taaaaak ! Wydarłam się na cały pokój. Radość jaka mnie w tej chwili ogarnęła była nie do opisania. Czułam, że teraz wszystko się zmieni. Wiem, że Liam mi pomoże, nie zostawi samej. Teraz tylko musiałam poinformować moją matkę, że się wyprowadzam.  W sumienie nie musiałam tego robić, ale chciałam zobaczyć jej wyraz twarzy, gdy się o tym dowie. Postanowiłam, że się najpierw spakuję. Zajęło mi to z dobrą godzinę. W końcu, gdy już moje walizki były gotowe, musiałam zejść i powiedzieć, że wyjeżdżam . Nie ukrywam, że trochę obawiałam się tej rozmowy, ale cóż w końcu musiałam się jej kiedyś przeciwstawić.  Zeszłam do kuchni, jednak nikogo tam nie zastałam. Poszłam jeszcze do salonu i łazienki, tam też jej nie było. Jak zwykle, gdy jest potrzebna, to jej nie ma. No trudno, liczy się to, że chciałam jej powiedzieć. A to, że jej nie ma, to już nie moja wina. Pewnie poszła przeprosić, za moją nieobecność i błagać o drugą szansę. Czasem jej głupota mnie dobijała. W tym mieście nie dają drugiej szansy albo trzymasz się terminów, albo mówią ci do widzenia.  Przecież czymś musiała zapłacić za bilety, które zarezerwowała. Tak moja mamusia za dwa tygodnie leci na Karaiby, ze swoim nowym gachem. Pomijając fakt, że on mógłby być moim bratem. Wiem jedno on ją wykorzystuję i leci na kasę. Oj się zdziwi jak zobaczy, że mnie nie ma w domu. Na mojej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. W końcu się jej odpłacę. Wróciłam do pokoju i zniosłam na dół walizki, a następnie zadzwoniłam po taksówkę. Odebrała jakaś kobieta, mówiąc mi, że ktoś powinien przyjechać za piętnaście minut. Rozłączyłam się i zaczęłam szukać samoprzylepnych karteczek. Po jakichś pięciu minutach w końcu je znalazłam. Wzięłam długopis do ręki i napisałam krótkie:

Wyjeżdżam. Nie szukaj nie, bo i tak do ciebie nie wrócę. Przykro mi, że muszę to pisać, ale ja cię nienawidzę. Szczerze i całym sercem nienawidzę. Najlepiej o mnie zapomnij. Obiecuję ci, że ja spróbuje zrobić to samo. Alexis.“

 Nalepiłam kartkę na lodówkę i w tej samej chwili dobiegł mnie odgłos klaksonu. Zabrałam walizki i kierowałam się w stronę taksówki, nie wychodziło mi to za dobrze. Wyobraźcie sobie jak to komicznie musiało wyglądać, jedna dziewczyna i cztery walizki, co prawda nie duże, ale jednak. Kierowca był tak miłym człowiekiem, że zlitował się i pomógł mi to wrzucić do jego auta, jeśli tak można nazwać zardzewiałą, żółtą taksówkę. Podziękowałam mu za pomoc, wpakowałam mój tyłek na tylne siedzenie pojazdu i ruszyliśmy. Droga na lotnisko przebiegała w ciszy, zamieniłam parę słów z taksówkarzem, ale to by było na tyle. Myślałam o tym jak bardzo moje życie się teraz zmieni, wyjeżdżam do mojego kochanego kuzyna. Jest jednak jedno „ale“ mianowicie, mieszka on ze czterema nie do końca zdrowych na umyślę, według mojego mniemania, chłopaków. Nie znałam ich, jednak wiedziałam, że są rozkapryszonymi gwiazdeczkami. Trudno, będę musiała jakoś przeżyć. Lepsze to niż ciągłe kłótnie z matką. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos kierowcy.
- Proszę pani jesteśmy na miejscu.
Wysiadłam z taksówki, zapłaciłam mężczyźnie i skierowałam się w stronę kas. Podeszłam do okienka, w którym siedziała starsza kobieta, wydawała się miła.
- W czym mogę pomóc?- zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Raczej pomóc to pani mi nie może - odpowiedziałam - Mam zarezerwowany bilet.
- Na jakie nazwisko?
- Collins, Alexis Collins - podałam kobiecie nazwisko. Wprowadziła moje dane do komputera i przez dłuższą chwilę szukała rezerwacji. W końcu ją znalazła.
- Jest - powiedziała - Alexis Collins, bilet do Londynu, wylot będzie dopiero o 23.40. - Po jej słowach, spojrzałam na zegarek. Wskazywał dokładnie 16.44.
- Że co proszę? O 23.40?! Pani sobie żartuje... Prawda? Co ja mam tu robić tyle czasu?
- Przykro mi, ale wcześniejsze loty zostały odwołane.
Zrezygnowana zabrałam bilet z kasy i odeszłam na bok. Położyłam moje walizki na podłodze, po czym wygodnie na nich usiadłam. Oparłam głowę o ścianę i przyglądałam się przechodzącym obok ludziom. Siedziałam tak, aż w końcu zasnęłam. 

- Alexis! Zejdź na dół. Liam przyjechał- krzyczała babcia.
- Już idę!- odpowiedziała, mała, drobna dziewczynka, o blond włosach i niebieskich oczach.
Biegła po schodach, jakby na dole czekało na nią coś naprawdę drogiego i ważnego. I w rzeczywistości tak było. Liam był dla niej najważniejszy na świecie. To z nim spędziła najlepsze chwile w życiu. To on nauczył ją brać z życia to, co najlepsze i nigdy się nie poddawać.
- Liam!- krzyknęła uszczęśliwiona dziesięciolatka.
- Lexi!- chłopak podbiegł do niej i przytulił.- Wszystkiego Najlepszego z okazji dziesiątych urodzin- powiedział.
- Liam, ja nie chce wyjeżdżać- odparła, a po jej policzkach spłynęły słone łzy smutku.
- Ej! Alexis nie płacz. Jedziesz tam, żeby spełniać swoje marzenia. Pamiętasz ty będziesz w przyszłości sławną na cały świat aktorką, a ja będę śpiewał i dawał koncert na całym kontynencie. Przyrzeknij mi, że nigdy się nie poddasz i uda nam się zrealizować nasze sny o wielkiej karierze- powiedział ze śmiechem
- Ale co z tego, że będę sławna, jeśli ciebie ze mną nie będzie- powiedziałam
- Zawsze będę przy tobie- podał dziewczynce pudełko- To dla ciebie
- Co to? – zapytała
- Otwórz, a się przekonasz- odparł
Dziewczynka podniosła wieczko do góry.
- Dziękuję Liam, jest śliczna- powiedziała
- Wiedziałem, że ci się spodoba.- rzekł z uśmiechem- Od teraz będę z tobą w każdej minucie twojego życia. Mam nadzieję, że ta bransoletka będzie cię mnie przypominać i nigdy o mnie nie zapomnisz.
- Nigdy. I obiecuję postaram się spełnić nasze marzenia. Zobaczysz, że kiedy kolejny raz się spotkamy będziemy mięli tłumy fanów i masę kasy- odparła z uśmiechem
- No ja myślę- powiedział uradowanych dwunastolatek

Obudziłam się. To było takie rzeczywiste, a zarazem niemożliwe. Pamiętam to wydarzenie. Ostatni raz widziałam wtedy Liama, to było 7 lat temu. Aż dziwię się, że mnie nie zapomniał. Ja o nim pamiętałam. Zawsze zajmował szczególne miejsce w moim sercu i to się nigdy nie zmieni. Odruchowo spojrzałam na bransoletkę. Przejechałam opuszkami palców po jej strukturze. Mój wzrok padł na tablice zegarka, który zajmował zaszczytne miejsce obok mojego skarbu.
- Jasna cholera!- krzyknęłam prawie na całe lotnisko- Nie zdążę!


Od autorek:
Jeju, dziękujemy za tyle pozytywnych komentarzy. *__* Bardzo się cieszymy, że podoba się wam nasze opowiadanie, chociaż to dopiero początek. Mamy nadzieję, że będziecie śledzić dalsze losy Lexi i nie zakończycie na pierwszym rozdziale :P Kiedy następny? Tego jeszcze nie wiemy, ale na pewno wkrótce.
Do napisania laseczki!

Kadi i Daria

5 komentarzy:

  1. No więc rozdział mega tak jak i prolog! Mam nadzieję że zdąży na samolot i że chłopaki ją polubią :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Następny jak najszybciej!;D
    M.;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne:D Czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. wolność od matki jee ;D
    już nawet wiem z kim ona będzie hihi ^^
    powiem tak: fantastico ;)

    OdpowiedzUsuń